Czasami choroba jest odpowiedzią
na nasz żal i smutek, na naszą tęsknotę za kimś, kogo nie ma wśród żywych. Moje obserwacje pacjentów samotnych, będących
wdowami bądź wdowcami , prowadzą do
pewnych przemyśleń, którymi się teraz z Tobą podzielę.
Pewna kobieta, od kilku lat
chorująca na depresję, zgłosiła się z prośbą o pomoc. Okazuje się, że depresja
to nie jedyny powód do zmartwień. Nie tylko choruje jej dusza, lecz także
ciało. Ma raka, którego rokowania są niepomyślne. Wydawać by się mogło, że
ciężka choroba, z którą się zmaga, jest przyczyną jej fatalnego samopoczucia
psychicznego. Nie jest to do końca prawda. Depresja przyszła wcześniej, zanim
lekarze stwierdzili raka.
W trakcie terapii okazało się, że
kobieta nie pogodziła się ze śmiercią męża i odkąd zmarł, miała myśli
samobójcze z różnym nasileniem. Po
pewnym czasie pojawił się rak, który był jej nieświadomym pragnieniem, żeby
umrzeć. Kobieta martwiła się, że choruje ale jednocześnie miała myśli
samobójcze. Niby chciała być zdrowa, ale myślała, żeby umrzeć. Co wtedy dzieje
się z chorobą? Rozwija się, a medycyna bezsilnie rozkłada ręce. Gdy nie ma woli
życia, trudno wierzyć, że chemia pomoże…
Może i Ty znasz ludzi, którzy
szybko odeszli, gdy zmarła ukochana osoba. Czasami zdarza się, że po śmierci
małżonka bardzo szybko umiera mąż lub żona. Tak bardzo byli zżyci ze sobą, że
nie mieli już radości ani woli życia,
szybko zachorowali, mimo że do tej pory nie skarżyli się na nic. Wtedy choroba
jest wyrazem miłości, która prowadzi do tych, którzy odeszli.