Są obrazy...



Są obrazy, rzeźby określane przez znawców dziełami sztuki. Dla jednych są to zwykłe bohomazy, które nie przykuwają uwagi, inni wydają fortuny by je zdobyć i mieć w swojej kolekcji. Jedne zachwycają swą oryginalnością i ponadczasowym przesłaniem, inne napawają śmiechem i ironią. Są też takie, których znaczenia nikt nie zna, poza tym, kto je otrzymał. Czasami coś bezwartościowego dla jednych ma niewyobrażalnie wielkie znaczenie dla drugich.
Podobnie było z tym obrazem, którego zdjęcie tu zamieszczam. Pamiętam, jak pierwszy raz go zobaczyłem w gabinecie ordynatora jednego z oddziałów, gdzie pracuję. Długo wpatrywałem się w niego, a w mojej głowie rodziły się różne pytania. Nie wiedziałem, kto podarował ten obraz i w jakim celu, ani co było motywem przewodnim w jego namalowaniu. Nic nie wiedziałem, ale moją głowę wypełniały własne refleksje. Co ciekawe, ile razy przechodziłem koło tego obrazu zawsze przez chwilę się zatrzymywałem i szukałem nowego przesłania.
To, co najważniejsze - żeby odnaleźć sens trzeba się zatrzymać, nie wystarczy rzucić okiem, przejść bez zastanowienia, trzeba na chwilę zatrzymać się. Posłuchać tego, co chcą nam przekazać inni. Po to jest sztuka, żeby wzruszać i stawiać pytania, skłaniać do refleksji i popychać do działania.
 Kogo ja widzę na tym obrazie? W moich oczach obraz ten ukazuje dziecko słabe i bezradne ufnie spoczywające w dłoni silnego mężczyzny. Jest to ojciec rodziny, który od chwili poczęcia troszczy się o to, by jego potomek miał dach nad głową i niezbędną opiekę. Być może w tym celu nie raz musi pracować daleko od domu, poza granicą kraju. Często musi wyrzec się własnych wygód i przyjemności oraz pracować ponad godziny i zarywać nocki, nie zważając na własną niewygodę troszczyć się o losy najbliższych. Jest to ojciec, który pewną ręką trzyma swe dziecko, ręką pooraną od ciężkiej harówki, od zimna i wiatru od stresów i chorób, od braku pieniędzy i niepewności jutra. Mocną dłonią trzyma kogoś, kto jest mniejszy i mniej wie o życiu. Stara się ochronić go przed wszystkimi zagrożeniami tego świata. Poprzez własne wartości i zasady, których dziecko czasami nie rozumie, ojciec chce wyznaczyć mu bezpieczną drogę. Czasami dziecko myśli, że ojciec, zabraniając mu czegoś. chce dla niego źle, bo nie rozumie, że  dobry ojciec wymaga, nie tylko daje, nie rozpieszcza, ale wnosi wartości i uczy przez to, kim jest i w co wierzy.
Być może jest to lekarz, psychoterapeuta, rehabilitant itp., w którego ręce trafiasz gdy jesteś chory. Samemu czując się bezradnym i słabym oddajesz swoje zdrowie, a nawet życie w jego ręce. Musisz mu zaufać i zgodzić się, żeby Cię poprowadził, wymaga to odwagi i pomocy z Twojej strony. Czasami jednak nie doceniasz tego, co inni robią dla Ciebie każdego dnia. Czujesz się wielki i pewny siebie, zadowolony ze swojego życia i pozycji, którą posiadasz, czujesz się Panem swojego życia i wierzysz, że wszystko zależy tylko od Ciebie. Wtedy choroba, problemy są jak obuch, który strąca Cię, jak z wysokiego konia, a Ty spadasz i lecisz na łeb, na szyje, budzisz się z bólem głowy, na ziemi, całkiem bezradny i zdany na łaskę innych. Często spotykam osoby, którym ktoś podarował nowe życie, ale one zupełnie tego nie dostrzegają, zamiast wdzięczności mają pretensje do Boga, do Losu, do Ojca i Matki. Nie cieszą się tym, że żyją, że mają tak mało, a jednak tak wiele…
Widzę tam Boga, w którego wierzę, któremu mogę powierzyć swe smutki, problemy, potrzeby i marzenia. Wiem, że zawsze jest przy mnie i Jego Opatrzność mi towarzyszy, a wszędzie, gdzie jestem mnie usłyszy.
A Ty kogo widzisz?
Zanim odpowiesz, zatrzymaj się przez moment i ogarnij to, co Cię otacza refleksją. Daj sobie czas na odpowiedź.