Śpiew ptaków za oknem, przemykające przez otwarte okno
promienie słońca powinny zwiastować kolejny udany dzień. Jeszcze tylko poranny prysznic,
lekkie śniadanko, nieodżałowana kawa, bez której ciężko się obudzić, i można
śmiało ruszać do pracy. Przecież nie każdy może sobie pozwolić na urlop,
właśnie wtedy, kiedy termometr ochoczo pnie się wyżej i wyżej, z każdą godziną
docierając do poziomu tropików. W taki dzień każdy marzy o tym, żeby chłód z
lodówki wypełnił całe mieszkanie, a człowiek najlepiej nie wychodziłby spod prysznica, który zaledwie tylko na moment
przynosi orzeźwienie. Kolejne sapanie, wzdychanie, achy, i pojękiwanie, jakby
to miało przynieść ulgę, przynosi jedynie wzrost ciśnienia, które nasila
działanie obciążonego już i tak przez upał serca. Krople potu lśnią niczym
olejek w blasku palącego południowego słońca, a klejące dłonie i słonawy smak
skóry nie jest najlepszym afrodyzjakiem.
Jednak człowiek przekornie w swym narzekaniu brnie dalej,
szuka sąsiada i zagaja rozmowę wdzięcznym tematem pogody, że tak duszno, słabo
i gorąco, że nie ma czym oddychać i że wszystko usycha, że w domu ściany
nagrzane, że już nie można wytrzymać…Cóż, ziemia woła o deszcz, pola niczym
pustynia, a warzywa na działce usychają, trawnik już dawno kapitulował, a rzeka
coraz węższe ma swe koryto i tylko niebo i słońce niestrudzenie cieszą tych,
którzy mają ten przywilej spędzania upałów na plaży czy basenie. Piękne są
wczasy i wakacje w taką pogodę, gdy możesz leżeć nad chłodnym, jak zawsze,
Bałtykiem, gdzie smaganie wiatru i zimna woda przynoszą cudowne orzeźwienie,
szkoda tylko, że nie każdy planując wczasy może pół roku wcześniej przewidzieć
pogodę…
No dobra, czytasz i zastanawiasz się: po co te lamenty i
żale o pogodzie, o ludziach, którzy się cieszą i wypoczywają, o ludziach którzy
znów narzekają. No właśnie, po co? My Polacy jesteśmy z tego przecież znani, że
narzekamy, że wszystko jest złe, niesprawiedliwe, to polityka, to służba zdrowia, nawet pogoda,
i jak tu żyć bez stresu, spokojnie, bez zawału, doczekać spokojnej i
szczęśliwej starości, gdy do emerytury daleko. Nie dziwi więc fakt, że każdego
dnia w samej tylko Warszawie jest 20 zawałów, rocznie około 200 tys. osób
choruje na serce, a jedną z przyczyn tego jest stres, często chroniczny i
permanentny. Jednym ze źródeł owego stresu jest właśnie narzekanie. To jak
rzucie starej zużytej gumy, która już dawno straciła swój smak. Nie wiem czy
wiesz, ale kiedy narzekasz, to produkujesz zły cholesterol, podnosisz poziom
cukru we krwi, a Twój organizm wytwarza hormon stresu, zwany kortyzolem, w ten
sposób przygotowując się do walki. Tylko jak tu walczyć z pogodą? Czy Twoje
narzekanie i zaklinanie aury wpłyną na błękitne niebo i przyniosą chmury, czy
słupek rtęci w obawie i w popłochu przed Twoją złością schowa się niżej? Z całą
pewnością nie. Co zatem robić? Po pierwsze, to co trzeba. Trzeba chodzić do
pracy, nie można sobie pozwolić na lenistwo, kiedy nie ma urlopu. Można jednak
zadbać o wypoczynek taki, jak lubisz, nad wodą, lub na leżaku w cieniu. Może
lubisz opalanie, albo aktywność i nie straszne Ci słońce ani upał, więc idź na
rower, do parku pobiegać. Może wolisz bardziej spoczynek, to posłuchaj
przyjemnej muzyki, w misce z zimną wodą zaparkuj swoje nogi i ciesz się skąpym
odzieniem. Może najdzie Cię ochota na porcję pysznych lodów, albo zimne piwo,
może lampkę wina, i nie narzekaj, bo to Ci sił nie doda, a Twoje otoczenie
zniknie wkurzone na Twe marudzenie…