Zdrada katastrofą, a może szansą?



Ślubujemy sobie miłość, wierność i uczciwość małżeńską i większość z nas robi  to z głębokim pragnieniem i wiarą w to, że danych słów dotrzyma.
Co jednak jeśli komuś zdarza się wykroczenie w postaci zdrady, romansu, łamiąc składaną przysięgę wierności? W czasach kiedy rozwodzi się coraz więcej par, może być to znak, że pora zakończyć wspólnie budowany, związek, małżeństwo, dom i rozpocząć nowe życie… Ja jednak z perspektywy doświadczenia terapeutycznego byłbym ostrożny w podejmowaniu szybkiej decyzji pod wpływem silnego wzburzenia, złości, żalu, pretensji. Dlaczego? Powodów jest wiele.
Po pierwsze osoba zdradzona, czuje się oszukana i skrzywdzona. Często nie jest sama w stanie udźwignąć ciężaru, jakim została obarczona, czuje że jej świat legł w gruzach. Różne są też okoliczności, w których ktoś się dowiaduje o wiarołomnym partnerze, partnerce. Może od dłuższego czasu coś się nie układało, a druga osoba znikała i była godzinami poza domem, może współmałżonek był nieobecny, zamyślony, rozkojarzony. Może matka wybuchała złością na codzienne pytania swoich dzieci, bo była gdzieś na rozstaju dróg, wahając się czy zostać, czy odejść. Często osoba zdradzana woli nie dopuszczać do swojej świadomości, że coś złego może się stać z jej małżeństwem, związkiem, nie zwraca uwagi na pojawiające się sygnały, że coś się dzieje. Bądź wprost przeciwnie - zaczyna śledzić swojego partnera, przeczesuje jego telefon albo też dowiaduje się od „życzliwych” ludzi, co wyrabia partner, partnerka.
            Gdy zdrada staje się faktem, naturalnie, że doświadczamy złości, irytacji, mamy ochotę zabić tą trzecią osobę, a miłość zamienia się w nienawiść, nie raz mamy ochotę się zemścić. Gorzej, jak wykorzystujemy do tego wspólne dzieci, znajomych, rodzinę. Czując moralną wyższość, mówimy wszystkim wokół: zobacz, jaki on/ona jest, co mi zrobił/zrobiła i dodajemy: nigdy tego jej/jemu nie zapomnę. Jesteśmy wtedy o krok, żeby wszystko zakończyć, żeby się rozstać, żeby  zapomnieć o tym, co przez lata budowaliśmy, zapominając, że wiele rzeczy jest naszym wspólnym dziełem.
            Kiedy słyszymy historię związaną ze zdradą, zazwyczaj, bez chwili zwątpienia, opowiadamy się za osobą zdradzoną, czując, że jest ofiarą, a zdradzający prześladowcą. Robimy to, bo kierujemy się porządkiem moralnym, bo sami nie chcemy, żeby podobny los spotkał nas samych, bo trzeba walczyć ze złem, itp. Doradzamy, żeby osoba zdradzona się rozstała ze swym partnerem, skoro ten nie był uczciwy i zrobił to, co zrobił. Mówimy też: niech teraz zabiega o Ciebie, niech pokaże jak bardzo mu zależy, a Ty zasługujesz na kogoś lepszego od niej/jego. Manieni namową bliskich zaczynamy rosnąć w siłę, a nasz partner lub partnerka musi teraz o nas zabiegać, a my w ostateczności nawet jeśli będziemy razem, to zawsze wyciągniemy asa z rękawa, mówiąc: ale 20lat temu…nigdy Ci tego nie zapomnę i starania partnera będą jak Syzyfowa praca - bezowocne.
            Może jednak warto posłuchać specjalisty zamiast przyjaciół, którzy łatwo doradzają, bo nigdy nie spotkał ich podobny los i sami nie będą ponosić odpowiedzialności za żadną ze swoich rad. Psychoterapeuta patrzy na to trzeźwym okiem, jego zadaniem jest szerzyć miłość, a nie ją zabijać. Jest też wolny od osądzania, bo wie, że to należy do Najwyższego.
            Przypomnij sobie, ile to razy oglądasz jakiś serial, w którym obserwujesz zdradę. Co wtedy czujesz, co myślisz, czy nie pojawia się w Twojej głowie taka myśl „jak ja bym miał taką żonę, to bym ją udusił gołymi rękami”? „Jak ja bym miała takie chłopa, to bym go zostawiła”. Widzimy wtedy w innym świetle dany związek, z perspektywy dwóch stron i trochę inaczej wygląda nasza opinia. Może w głębi serca kibicujemy nowej rodzącej się serialowej miłości, bo widzimy, że poprzedni związek był pozbawiony czegoś ważnego.
            Zdrada należy do dwóch osób, nie należy tylko do jednej ze stron. Jest częścią wspólną, którą musi przyjąć zarówno zdradzony jak i zdradzający. Jest jak przeciekający dach, o który muszą się zatroszczyć oboje, nie można powiedzieć, że mi on jest obojętny, gdy kapie też na mnie. Wtedy jest szansa na rozwój związku, na pojawienie się głębszego uczucia.  Może czytając się z tym nie zgadzasz, ale nie musisz tego wiedzieć, nie jesteś psychoterapeutą. Tak, jak ja nie znam się na budowaniu statków, bo nie jestem inżynierem.  Wracając jednak do tematu. Po pierwsze, patrzenie w ten sposób na zdradę nie pozwala żadnej ze stron czuć się moralnym zwycięzcą, po drugie - daje szansę na lepszy związek, ponieważ obie strony mają coś do zrobienia. Pytanie tylko, czy chcą i czy potrafią udać się po pomoc? Chciałbym, żebyśmy przez moment popatrzyli na zdradę na przykład tak, jak na ciężką chorobę. Kiedy w życiu jednego z małżonków pojawia się choroba, to oboje czują się za nią odpowiedzialni, na przykład udar mózgu lub zawał serca. Wtedy dotyczy ona ich obojga, zdrowy partner, partnerka stara się wspierać chorego i oboje muszą przywyknąć do nowej trudnej sytuacji, gorzej, jeśli osoba chora pozostaje bez pomocy i jest nieakceptowana, bo już nie jest tak sprawna, jak wcześniej.
            Podobnie rzecz się ma ze zdradą. Kiedy zobaczymy, że nasz „wredny” charakter nie pozwala cieszyć się wspólnym szczęściem, że nie potrafiliśmy być blisko drugiej osoby, rozmawiać z nią, spędzać wspólnie czas, okazywać szacunek i darzyć uśmiechem. Być wdzięcznym, za poranne śniadanie, za ugotowany obiad, za posprzątane mieszkanie, za zakupy, za przybicie gwoździa, za ciepło rodzinne i czułe słowo. Kiedy nie potrafiliśmy dawać, a jedynie brać, kiedy krzyczeliśmy, że za mało się starasz, że ciągle tylko mecz i piwo. Kiedy nie dostrzegaliśmy, że druga osoba bardzo nas kocha i się o nas troszczy i ma rację gdy krzyczy z bezsilności i się wścieka, jeśli jesteśmy upierdliwi. Kiedy zobaczymy to wszystko, to może inaczej spojrzymy, że budowanie udanego związku i brak zdrad zależy też od nas, jesteśmy za nią razem odpowiedzialni.
            Może o miłość w związku warto zatroszczyć się wcześniej, zanim dojdzie do zdrady, zanim ktoś wyjdzie z domu i zatrzaśnie za sobą drzwi. Nie trzymaj zbyt krótko partnera bo się udusi, pozwól mu na pasje i marzenia. Doceń za to, co Ci daje, za cudowny seks, za kochające dzieci, owoc Waszej miłości, za codzienne dzień dobry i wieczorne dobranoc. Za to, że jest, z jego wadami i zaletami i nie bądź wymagającym szefem, ale partnerem równym i takim samym, nie lepszym, nie gorszym. Nie ulegaj złudzeniu, że zasługujesz na kogoś lepszego, bo możesz wpaść z deszczu pod rynnę, albo zostać zgorzkniałym melancholikiem…Zdrada może być jak nawóz pod lepsze wspólne życie.