Wiele osób dzwoni do
mnie z pytaniem czy zajmuję się terapią dzieci. Co odpowiadam?
Pytam, co się dzieje, w czym jest problem, ile lat mają dzieci i
zapraszam dorosłych na spotkanie. Tak - zapraszam dorosłych -
opiekunów, rodziców, mamę lub tatę a najlepiej ich oboje, jeśli
jest taka możliwość. Czemu nie zapraszam ich z dziećmi, na które
się skarżą? Ponieważ wiem, że potrzeba pracować z rodzicami, aby
coś się mogło zmienić u ich dzieci. Wiele osób oczekuje ode mnie
czegoś innego mówiąc "ale to przecież mój 6-letni syn jest
niesforny, nie ja". "To przecież moja 12-letnia córka do mnie pyskuje,
więc proszę, niech Pan z nią coś zrobi". Musimy pamiętać, że to
złożony problem, który pokazuje, że rodzice w jakiejś mierze
sobie nie radzą z problemami wychowawczymi, że potrzebują
fachowego wsparcia i pomocy, że choruje cała rodzina, nie tylko
dziecko. Psychoterapeuta jest dla dziecka kimś "egzotycznym", a cała
sytuacja jest stresująca, dlatego też dziecko inaczej zachowuje się
w gabinecie niż w szkole, w domu, czy wśród rówieśników. Lepiej
kiedy pewne wskazówki od psychoterapeuty wcielą w życie rodzice,
zmieniając swoje podejście do dzieci. Zasadniczo tylko rodzic,
poprzez swoją własną pracę terapeutyczną, może coś zmienić w
rodzinie, co przekłada się na lepsze funkcjonowanie dziecka, które
poprzez swoje złe zachowanie wysyła rodzicom nieświadome sygnały
pod tytułem: halo ja tu jestem, zobacz - potrzebuję Cię.
Człowiek rodzi się i
dojrzewa w pewnym środowisku, otoczeniu, w rodzinie pełnej albo i
niepełnej. To, co widzi, słyszy, od najmłodszych lat w nim
kiełkuje, tworzy jego spojrzenie na innych ludzi, na otaczający
świat. Nie sposób przejść obojętnie, kiedy w domu wciąż są
kłótnie, albo nie mówi się o uczuciach, kiedy zwykłą rozmowę
zastępuje komputer, a wolny czas wypełniają spacery po galerii
handlowej, kiedy rodzice nie mają czasu, albo są często poza
domem.
Jaki przykład dajemy
naszym dzieciom, kiedy mówimy do naszego męża: „Ty kretynie”,
albo do naszej żony: „zamknij się, bo pier*olisz”? Pewnie nikt
z nas nie zdaje sobie wtedy sprawy, że jako dzieci uczymy się
szacunku (albo jego braku) do przyszłego partnera. Dzieci są bacznymi
obserwatorami, często naśladują nas - dorosłych, przejmują nasze
słownictwo, nasze odnoszenie się do współmałżonka, czy osób
starszych. Kto będzie dla dziecka przykładem, jak się odnosić do
innych, jak dawać miłość, jeśli nie rodzice? Żaden psycholog,
psychoterapeuta nie zastąpi rodzica. Może tylko wskazać drogę
rodzicom, co zrobić, aby było lepiej.
Każda rodzina tworzy
swój system, a problemy dzieci są niejako zaproszeniem do
psychoterapii dla dorosłych. Dzieci pokazują nam, co musimy zrobić
w naszej pracy nad sobą. Gdy dzieci nie szanują rodziców, trzeba
- jako rodzic - postawić sobie pytanie: kiedy ja nie szanuję swoich
rodziców? Przykład często idzie z góry. Kiedy Twoje dziecko
często choruje, może w ten sposób chce zwrócić na siebie uwagę? Wtedy
wiele matek czy też ojców troszczy się dużo bardziej o swoje chore
dziecko. Przesiadują godzinami przy łóżku, mówią czułe słówka,
pytają się co zrobić na obiad, a na co szczególnie ma ochotę.
Dziecko wie, że ma pewne korzyści z bycia chorym, może wtedy
bardziej doświadczać miłości rodziców i jest skłonne
nieświadomie częściej chorować, gdy na co dzień rodzice nie są dla niego
tak mocno dostępni i troskliwi.
Są też rodzice,
którzy bardziej, niż dzieci rodziców, potrzebują swoich dzieci.
Mówią: "Nie idź na dwór bo tam są złe dzieci", lub "bo sobie coś
zrobisz", nieświadomie zaszczepiając dzieciom lęk przed innymi, przed
życiem. Jednocześnie chcą zatrzymać dzieci przy sobie, bo nie
radzą sobie z własnym lękiem i niepokojem, kiedy ich nie ma przy
nich. Boją się je stracić, boją się, że stanie się im coś
niedobrego. Chcą mieć kontrolę nad wszystkim, co się dzieje,
lecz kiedy dziecko wychodzi z domu, to tracą nad nim kontrolę, a świat
postrzegają jako "zły i niebezpieczny". Robiąc tak, nic dziwnego, że ich dzieci nie potrafią dorosnąć, przełamywać kolejnych
barier, ale wycofują się po małym potknięciu. Gdy dorosną, są
wrogo nastawione do innych, bądź czują się lepsze od swoich
rówieśników, żądają szczególnych praw, nie potrafią
współpracować, ciężko im zbudować stały związek oparty na
życzliwości i wzajemnym szacunku.
Częstym problemem
rodziców jest też brak konsekwencji i uległość wobec żądań
stawianych przez dzieci. Kiedy mały chłopiec tupie nogami przed
witryną sklepową, bo zobaczył samochodzik, który natychmiast ma mu
kupić tato, to zaczyna manipulować swoim zachowaniem. Ważna jest
wtedy nasza reakcja i nasza stanowczość, ale jeśli ulegniemy, to
mały chłopiec ma już na nas sposób i nie zawaha się kolejnego
szantażu w przyszłości. Może nie warto płacić aż tak wysokiej
ceny za „święty spokój", ale pozwolić dziecku się
wywrzeszczeć i nie ulegać manipulacji? Dziecko musi zobaczyć, że
to nie ono ma władzę nad nami, ale my nad nim. To nie ono wie lepiej, co
dla niego jest dobre, tylko my. W przeciwnym razie widzi swych
rodziców jako słabych i ułomnych, którym można "wejść na
głowę". Nie chodzi też o to, by stać się surowym, oschłym i
wymagającym rodzicem, który z góry przyjął pewien schemat i
będzie bezwzględnie wymagał jego realizacji.
Częstym problemem jest
też nieobecność jednego z rodziców, bądź odmienny styl
wychowania, który mamy w stosunku do jednego z dzieci, lub kiedy
jeden rodzic stara się wychowywać dzieci inaczej, niż jego partner. Dzieci zazwyczaj stają w opozycji do tego rodzica, który
więcej wymaga i szukają sojusznika wśród drugiego, "łagodniejszego" z rodziców. Kończy się
to tym, że dzieci rządzą w domu, zamiast słuchać i szanować
porządku, który powinni ustalać wspólnie oboje rodzice. Dobrze, kiedy jest
wspólny plan wychowania i dzieci wiedzą, że nikt nie będzie ich
lepiej traktował kiedy nabroją, ale poniosą zasłużoną karę,
ustaloną wspólnie przez obojga rodziców.
Tak więc droga Mamo,
drogi Tato - daj sobie szansę na miłość w rodzinie i zobacz, gdzie
naprawdę leży źródło problemów. Zobacz, że można coś zmienić
w sobie, w relacji z mężem/żoną i w relacji z dziećmi, żeby
wszystkim żyło się prościej i lepiej. Czasami małe rzeczy dają
duże efekty. Czasami zmiany drobnych nawyków, otwierają nowe
możliwości, których wcześniej nikt nie widział. Kiedy nam
- dorosłym żyje się lepiej, polepsza się też naszym dzieciom, stają
się mniej problematyczne, bardziej radosne i otwarte na świat,
optymistycznie nastawione do życia.